Przeklęty samochód – o pechu Jamesa Deana

James Dean miał zaledwie 24 lata, gdy w drodze na wyścigi samochodowe do Kalifornii wydarzyła się tragedia. W wyniku doznanych obrażeń zmarł, a auto, którym podróżował wraz ze swoim mechanikiem, zyskało miano przeklętego. Mimo młodego wieku i niewielkiego dorobku artystycznego Dean stał się ikoną popkultury i pozostał nią do dziś.

Skąd w aktorze pasja motoryzacyjna?

Dla wielu zostanie zapamiętany jako ikona nastoletniego wyobcowania społecznego, m.in. za sprawą filmu „Buntownik bez powodu”. I choć pośmiertne nominacje do Oskara zdobył za filmy „Na wschód od Edenu” i „Olbrzym”, to właśnie dramat Nicholasa Raya jest jedną z najczęściej przychodzących na myśl ekranizacji, gdy myśli się o młodym aktorze.

Po śmierci matki, która zachęcała syna do podejmowania aktywności artystycznych, został przez ojca wysłany do stryjostwa. Tam, będą już w szkole średniej, poznał pastora metodystów, z którym nawiązał bliskie relacje. Podobno to właśnie on rozbudził w Deanie zainteresowanie wyścigami samochodowymi i teatrem. Podczas swojej kariery aktorskiej, gdy był związany kontraktem z wytwórnią podczas realizacji filmów, nie mógł jednak brać udziału w tego typu zawodach. Być może na przekór producentom, a być może jedynie przez swoje gorące zainteresowanie, wymienił swój Porsche 356 Super Speedster na szybszą maszynę – jeden z pierwszych dziewięćdziesięciu Porsche 550 Spyder.

Pasja Jamesa Deana dała się też we znaki w przypadku personalizowania auta. By zyskało całkowicie indywidualny wygląd, aktor poprosił o pomoc Georgea Barrisa (projektanta pierwszego Batmobilu). Zdecydował się on na fotele w szkocką kratę, dwa czerwone paski na tylnych kołach, a także na to, by legendarny pinstriper namalował na drzwiach, masce i pokrywie silnika numer „130”. Ważnym elementem był też napis „Little Bastard”, który umieszczono na samochodzie – choć istnieje dużo wersji, jak nadano autu ten przydomek, żadna nie została oficjalnie potwierdzona.

Jak doszło do wypadku

Gdy James Dean pokazał Porsche Spyder Alecowi Guinnessowi (znanemu z roli Obi-Wana Kenobiego) usłyszał, że jeśli wsiądzie do auta, to nie przeżyje więcej niż tydzień. Choć może się to wydawać nieprawdopodobne, James Dean zmarł dokładnie 7 dni po tym, gdy usłyszał słowa kolegi po fachu. Spyder zderzył się niemal czołowo z nadjeżdżającym z naprzeciwka Fordem Tudorem. W efekcie auto Deana wylądowało w wąwozie przy drodze i choć jedna z przechodzących w pobliżu pielęgniarek wyczuła puls, był on tak słaby, że krótko po przewiezieniu aktora do szpitala, zmarł on w wyniku odniesionych obrażeń.

Warto również nadmienić, że James Dean nie podróżował sam – prowadzący samochód Rolf Wütherich, choć przeżył, po wypadku wpadł w depresję i alkoholizm, a nawet próbował się kilkukrotnie zabić. Być może ciążyło nad nim złe fatum przeklętego auta, choć bardziej prawdopodobne, że gnębienie ze strony fanów Jamesa Deana doprowadziło go na skraj nerwicy – w listach, które otrzymywał, wielokrotnie grożono mu i obwiniano za śmierć aktora.

Legenda Małego Drania

Jednak to nie koniec przygód Spydera. Mimo tego, że został on niemal całkowicie skasowany, po wypadku jego właścicielem stał się George Barris. Wrak podczas transportu zsunął się z lawety i zmiażdżył nogi mechanika. Barris często wypożyczał auto Kalifornijskiemu Patrolowi, który chciał w ten sposób zniechęcić do przekraczania prędkości.

W późniejszym czasie odsprzedano silnik i podwozie dwóm lekarzom – amatorom wyścigów – podczas jazdy, jeden z lekarzy stracił kontrolę nad autem i zmarł na miejscu po uderzeniu w drzewo. W tym samym czasie sprzedano też dwie opony, które ocalały w wypadku – wybuchły one jednocześnie, wpędzając młodego kupca do rowu. Należy też wspomnieć o pożarze, który doszczętnie spalił garaż, w którym trzymano Małego Drania. Zwabieni legendami o przeklętym aucie złodzieje też próbowali szczęścia – podczas próby rozmontowania samochodu poranili się oni tak bardzo, że szybko porzucili zamiar kradzieży.

Z kolei samo auto było wynajmowane na wystawy – podczas jednej z nich auto zsunęło się z ekspozycji i złamało biodro pobliskiej osobie. Podobnych przypadków było jeszcze mnóstwo – dopóki auto nie zaginęło podczas transportu z Miami do Los Angeles. Do tej pory chodzą pogłoski o tym, gdzie może się znajdować, jednak niczego nie potwierdzono. Co więcej, ustanowiono nagrodę w wysokości miliona dolarów dla znalazcy. Mimo to miejsce, w którym szczątki auta się znajdują, jest tajemnicą – i być może powinno nią pozostać.